czwartek, 7 maja 2015

Pierwsza kolejka

Miałem napisać coś wcześniej ale jakoś nie mogłem się zebrać i weny brakowało. 
Stwierdziłem, że przetestujemy temat wspomnianej wcześniej kolejki. 
Odpuściliśmy sobie napęd elektryczny i skupiliśmy się na drewnianym komplecie ze skandynawskiego sklepu meblowego do którego rodziny chadzają na niedzielne obiady.


Owa kolejka okazała się być strzałem w dziesiątkę. Tata ma zabawę z synem w układanie torów - trzeba się zaopatrzyć w kilka zestawów bo z jednego to ciężko coś fajnego zrobić. Takie układanie rozwija zdolności manualne bo trzeba kombinować żeby się potem tory zgrały.Mały potem ładnie jeździ kolejką sapiąc sobie pod nosem a na koniec robi to co godzille robią najlepiej. Rozbrykowywuje kolejkę na kawałki co sprawia mu ogromną radość. O kolejkę nie ma się co martwić ponieważ jest dziecioodporna. Gorzej zderzenia z drewnianymi torami znoszą panele podłogowe i rodzice kiedy lecący drewniany klocek przelatuje nie opodal tatusiowego centrum dowodzenia nad światem albo lakierowanych frontów mebli i wszelkiej maści szkła. Najgorzej jak klocek trafi w stopę bo wtedy boli jak diabli a mały przechodzi teraz okres buntu i kocha robić na złość.

Tory można uzupełnić drewnianymi klockami z których można zbudować okoliczne domki itp itd jest cała masa zabawy.







Najpierw burzenie, potem jeżdżenie a teraz budowanie własnych konstrukcji ale do tego musimy jeszcze poćwiczyć cierpliwość.

Pozdrawiam.

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Rower....

Przyszła wiosna i zrobiło się ciepło więc trzeba jakoś ruszyć dupe i popracować nad sobą. W końcu ma być pisk i wrzask nastolatek jak wyjdę na plażę:)
Wpadliśmy z Anią na pomysł, że odkurzymy rowery. Mikołaj na razie za mały na samodzielną jazdę więc trzeba zrobić zaopatrzenie.

No to siup do fury i ogień z rury, przód do góry.  Wycieczka do decathlona w niedzielne popołudnie. Wiem, że spłoniemy za to w piekle. Ale patrząc po parkingu to nie będziemy chociaż sami. Taki tłok, że zaparkować trzeba było na obrzeżach parkingu,
Żona stwierdziła, że muszą coś darmo dawać ale niestety nic takiego. Masa promocji w gazetce... jak tak popatrzyłem to co najmniej połowę bym kupił w celu motywacji do uprawiania sportu. Na szczęście mieliśmy ze sobą zdrowy rozsądek w postaci mamy.

Punkt pierwszy: bezpieczeństwo.
No to idziemy szukać kasku dla małego. Ma być w końcu bezpiecznie na wycieczkach. Kaski dla najmłodszych były w sklepie w dwóch kolorach. Niebieskie i różowe. Dla starszych dzieciaków już wybór był większy. Dobrze, że chociaż było kilka modeli i można było wybrać jakąś grafikę. Na co zwróciliśmy uwagę to żeby była regulacja i otwory wentylacyjne. Przymierzanie dziecku kasku to makabryczne doznanie w naszym przypadku. Po założeniu na głowę był tam może z sekundę i leciał z wózka sklepowego na podłogę. Inne dzieciaki w podobnym wieku podobnie. Rodzice na wzajem wymykają paluchami inne dzieci mówiąc "Patrz, dziewczynka/chłopczyk ma kask na główce. Masz, zobacz jak ładnie wyglądasz" a dzieciaki i tak swoje. Jak już się uda zapiąć to wtedy kask zaczyna parzyć w głowę i jest płacz i wrzask. Widząc to u innych nie ryzykowaliśmy i zobaczyliśmy tylko czy jako tako wygląda i zasłania czachę w dostateczny sposób. Ograniczyliśmy się do dwóch modeli i pozwoliliśmy dziecku wybrać ten który mu się bardziej spodobał - wskazał palcem i powiedział "yyyyyy"

Dobra. Pierwszy punkt za nami. Teraz trzeba mieć w czym to dziecko posadzić. W oczy rzucił nam się fotelik hamax siesta. Z zalet mogę od razu wymienić możliwość odchylenia całości do tyłu dzięki czemu mały będzie mógł przyciąć komara w czasie wycieczki. W porównaniu z innymi modelami sporo też jest materiału z pianką na którym dziecko siedzi. Szczególnie w porównaniu z fotelikiem firmy Unitec. Tam się siedzi na plastiku. Pasy bezpieczeństwa są tak skonstruowane, że nawet dorosły może mieć problem z rozpięciem tego ustrojstwa. Montaż chyba wszystkich fotelików wygląda podobnie więc możemy chyba to pominąć. W tym konkretnym brakuje tylko zapięcia z możliwością zamknięcia na klucz, żeby nikt nie zaje!@# ale z tych oglądanych, żaden model tego nie miał. No nic, trzeba się będzie uzbroić przyszłości w uchwyt z kluczem.

No  więc przygotowania poczynione. Rowery umyte, przesmarowane, koła napompowane,  wszystko podokręcane... pora się odbyć jazdy próbne. Ale to jutro bo dziś już nie da rady.

Budzę się następnego dnia a tu niespodzianka w postaci opuchniętego kolana. Jakby mi ktoś nalał pół litra wody do kolana. Nie wiem czy to przypadkiem nie jest jakaś reakcja mojego organizmu na sport i czy nie jestem na niego uczulony. Jazdy testowe trzeba będzie odłożyć na inny dzień.

środa, 8 kwietnia 2015

Przygotowania do świąt..

Święta święta i po świętach... Minął czas wielkich przygotowań.
I na tych przygotowaniach się skupimy. Na szczęście w tym roku odpadły nam jakieś większe prace związane z przygotowaniem świąt ponieważ były objazdowe. Nasze przygotowania z Mikim ograniczyły się do zabawy i kilku prac kuchennych. No i powiem wam, że chyba te prace kuchenne sprawiły dziecku więcej radochy niż zabawa klockami. Wiedziałem, że chłopak lubi pomagać ale to co zobaczyłem przerosło moje oczekiwania. Czytałem i słyszałem, że dzieci lubią naśladować dorosłych i robić to co my ale nie wiedziałem, że aż tak.

 
Podczas krojenia warzyw tępym, drewnianym nożykiem do masła wyglądał niczym samuraj tnący wroga swoją kataną z zawziętością lub jak kto woli chirurg podczas operacji. Potem elegancko gniótł marchewkę łyżeczką.


Brodnicki i Okrasa muszą się pilnować bo rośnie im konkurencja w postaci Mikulskiego. Biednej babci troszkę dłużej wszystko się robiło, ale co tam. Wnusio miał ubaw i nie było możliwości go odciągnąć. Swoją drogą to cierpliwość babć do wnucząt budzi podziw. Mikołaj nie odstępował na krok kobitek krzątających się po kuchni. Musiał brać udział nawet w tłuczeniu kotletów, nie było innego wyjścia. Dobył tłuczek niczym Thor i naparzał w mięso niczym bębniarz kapeli metalowej... miałem pisać z imienia i nazwiska ale nie wszyscy by wiedzieli więc zaoszczędziłem wam czasu ;P


Jednak najlepszym hitem tego dnia była zabawa ciastem na pierogi. Ugniatanie, rozciąganie, klepanie ciasta trwało w nieskończoność ale śmiechu było co nie miara. Przy okazji taka zabawa jest całkiem rozwojowa bo młodzież w trakcie takiej zabawy ćwiczy swoje małe dłonie.



A poniżej widać ile radości dało mu pomaganie w kuchni i zabawa w dorosłego. Jak tak dalej pójdzie to młody wygryzie z interesu Modesta Amaro oraz wspomnianych wcześniej panów i będzie rządził w krajowej kuchni.


Tak więc drodzy rodzice, wszelkiej maści prace w kuchni pomagają ćwiczyć rączki (motoryka mała tak to się chyba fachowo nazywa), skupienie na danych czynnościach oraz pozwalają pobawić się jedzeniem co dzieci bardzo lubią i ubrudzić się od stóp po czubek głowy. My następnego dnia jeszcze wykruszaliśmy mąkę z włosów.

Pozdrawiam.

wtorek, 31 marca 2015

Jeździki, rowerki i inne ustrojstwa....

Postanowiłem się z Wami podzielić swoimi spostrzeżeniami na temat jeździków i rowerków biegowych. Nadszedł ten dzień, kiedy nasz mały Skrzat zapragnął poruszać się pojazdem kołowym. Oczywiście nie wzięło się to z nie wiadomo skąd. Zaczęło się oczywiście od obserwacji innych dzieci dosiadających różnorakich wynalazków.


Ucieszeni rodzice oczywiście wpadli od razu na pomysł zakupu podobnego środka transportu. Udział dziecka przy wyborze pierwszego jeździka ograniczył się w zasadzie tylko do tego, czy dosięgnie nogami do gleby. Nie wiem czy to dobrze czy nie ale przecież nie pozwolimy dziecku na samodzielny wybór bo nie daj boże wybierze różowy albo jakiś inny dziewczyński. Tu muszę przyzna, że jestem wdzięczny swojej żonie gdyż to ona wypatrzyła pierwszy pojazd dla naszego syna. Jak go zobaczyła to powiedziała, że bez niego nie wyjdzie ze sklepu. Bałem się, że jeszcze zacznie tupać nogą lub położy się na podłodze i zacznie wrzeszczeć, że ona to chce.
Wybór padł na Dusty'ego z bajki Samoloty. Mikołaj się w nim zakochał gdyż wyposażony jest w liczne przyciski i dźwignie i po wciśnięciu rozlega się ryk silnika myśliwca luftwaffe oraz cała masa dźwięków jakie wydają samoloty. Syn momentalnie wsiadł na maszynę i wzrokiem dał mi do zrozumienia, że właśnie zostałem jego skrzydłowym. Wszystko pięknie, samolot stabilny, śmigło się kręci, diody się świecą... ale promień skrętu niestety ma jak tankowiec. Mimo tej wady, dziecku bardzo się podoba i daje kupę radości. Najlepiej oczywiście jak stary z tyłu robi za napęd i latamy bokiem rysując panele podłogowe w pokoju. Brakuje tylko karabinu i dźwięków nurkującego sztukasa...


Następny w kolejce był motor z napędem elektrycznym który Mikul dostał od dziadków. Niby od 3 roku a Młody siada, włącza sygnały albo irytujące pioseneczki i zaciesza. Czasem nawet zrobi rundę po kwadracie albo da się tacie przejechać. Jesteśmy wtedy niczym "Anioły Piekieł" wędrujący przez prowincje US and A. Tak, wytrzymuje udźwig 90kg i jeszcze jedzie. Co prawda traci wigor i nie czuć tej dzikiej mocy ale ważne jest to, że daje rade ruszyć. Ma tylko wadę w postaci wcześniej wspomnianych funkcji które robią całą masę hałasu. Postanowiliśmy, że musimy uzbroić się w pojazd całkowicie analogowy i cichy. Czasami się zastanawiam czemu tak dużo dziecięcych zabawek i pojazdów jest tak głośne. 


Przyszła pora na coś bardziej dorosłego. Trzeba się rozejrzeć za rowerkiem. Na szczęście w czasie tego rozglądania Mikołaj mógł szlifować umiejętności na pożyczonym motorku biegowym. Prosta konstrukcja z dwoma kołami przy tylnej osi zapewniającymi stabilność. Niestety Mikołaj się jeszcze czasami przewróci jak wjedzie na jakieś nierówności na podwórku. Dlatego zdecydowaliśmy się na coś co można użytkować na trzech a potem na dwóch kołach.


Po kilku przymiarkach do rowerków innych dzieci doszliśmy do wniosku, że naszemu Kudrupelkowi brakuje kilku centymetrów żeby dosięgnąć ziemi siedząc na siodełku. Chłopak ma 80cm wzrostu w wieku 20 miesięcy więc nie za dużo. Po długich poszukiwaniach wybór padł na rowerek rodzimej produkcji "Laily". Firma z Częstochowy klepie to w kilku wymiarach dzięki czemu można wybrać model odpowiedni dla swojego dziecka. Siodełko może być 25cm nad ziemią a potem idzie je podnieść. Niestety regulacja nie jest płynna tylko skokowa przy pomocy otworów technologicznych. Ew. Jakiś malutki upgrade się zrobi używając pomocy wiertarki. W komplecie są dwie osie i  jak Mikołaj nabierze wprawy to można z trojki zrobić rasowy jednoślad zaledwie w kilka minut. Razi mnie tylko to, że w rowerku za trzy stówy są miejscami tak tanie i lipne rozwiązania, że aż parzy w oczy. Mianowicie mam na myśli tylną oś. Otóż żeby odsunąć od siebie koła użyto przeźroczystego kawałka jakiegoś przewodu który jeszcze został krzywo ucięty. Kawałek rurki pcv pierdyknięty w jakiś żywy kolor nie podniesie rażąco kosztów produkcji a będzie zdecydowanie lepiej wyglądał. No ale mamy fantazję i będziemy tuningować maszynę. Trzeba też jakoś będzie zabezpieczyć przed wilgocią bo to ekologiczne ustrojstwo jest ze sklejki. Jeśli byście się decydowali na rowerek z trzema kołami to warto zwrócić uwagę na odległość tylnych kół.  Nie mogą być za blisko bo dziecko bedzie haczyć nogami.


Wcześniej wspomniana lipa przy tylnej osi..


Regulacja siodełka.


Podsumowując.

Pozdrawiam
Tatulek

I  I
I  I
I  I
I  I
I  I
I  I
I  I
I  I
I  I
\    /
\/

Dziki wieprz na swej maszynie w bonusie.... nie będzie lepszej jakości...




środa, 25 marca 2015

Wiosna przyszła... Trzeba się ubrać

No więc, jak w temacie.

Jest już wiosna, po niej przychodzi umiłowane lato. Jednym zdaniem, nadciąga czas kiedy rodzice nie muszą zaczynać szykować swoich pociech na pół godziny albo i wcześniej, przed wyjściem z domu. Jak ja się z tego powodu cieszę i podejrzewam, że nie jestem jedynym facetem który tak myśli. Nie dość, że trzeba czekać na ukochaną żonę, partnerkę, kochankę (niepotrzebne skreślić), to jeszcze trzeba umęczyć się z ubieraniem dziecka które zawsze przypadkowo nie ma na to ochoty i protestuje. Jak jest ciepło to dziecku zakładamy buty i gotowe. Zostaje wtedy poczekać na Mamę bo tu niezależnie od pory roku trochę się schodzi ;)

Ale co można napisać o ciuchach... ano można się podzielić bardzo dobrą radą otrzymaną kiedyś od rodziców z dłuższym stażem, że warto poszukać promocji i wyprzedaży na sezon następny, np. w sezonie zimowym poszukać czegoś na lato i odwrotnie. Pamiętać tylko trzeba o tym, żeby brać większy rozmiar. Warto się wybrać się do jakiegoś outleta. Są też aplikacje z kuponami zniżkowymi i czasem się trafi coś fajnego. Jeszcze są ciuchlandy ale do tego mieć trzeba anielską cierpliwość, żeby przegrzebać taką bobrownię a ja ,że jestem leniwy to wole jak jest ładnie poukładane ew. sklepy online. Można tak znaleźć coś fajnego też na bieżący sezon. Swoją drogą to ciekawe dlaczego za obuwie dziecięce i ubranka jakiejś znanej firmy jest nie wiele tańsze niż wersja dla dorosłych skoro jest kilka razy mniej materiału.

Nie będziemy się rozpisywać co jest modne a co nie, co jest ładne a co nie. To kwestia indywidualna.
I każdy ubiera swoje dziecko jak mu się podoba. Przestrzec was pragnę tylko przed kupnem używek. Na portalach zawsze są w super stanie, nie śmigane albo użyte raz lub dwa. Potem sie okazuje, że gdzieś puścił szew albo gdzieś są przytarte lub coś w podobnie. No i rzadko kiedy dostaje się paragon, żeby można było zareklamować w razie jakiejś awarii. Jak się poszuka to naprawdę można kupić coś dobrego i nowego zamiast zdawało by się dobrego a używanego. Jakież było moje wk!@#$/&* jak znaleźliśmy nowy i fajniejszy kombinezon w lepszej cenie już po zakupie używanego ciucha. No i przymierzyć nie można przed zakupem jak to ma przyjechać z drugiego końca Polski. Tak więc uczcie się na cudzych błędach...

Przykład ostatnich łowów: Etnies Toddler Fader Ls funkiel nówki nie śmigane które nabyliśmy drogą kupna za 70zł.


Takowe w sklepie internetowym co prawda w innych kolorach: http://www.streetcore.pl/buty/buty-skate/p/buty-dzieciece-etnies-toddler-fader-purple-white/ lub http://supersklep.pl/i199477-buty-dzieciece-etnies-toddler-fader-ls-black-blue

wtorek, 24 marca 2015

el cztery...

No i stało się. 

Tata w poniedziałek rano biegiem do przychodni, bo przecież nie można się normalnie do dzwonić i umówić.  No bo jak? Pani na recepcji jedna, a kolejka jak po kroksy w lidlu. Żeby nie stać zbyt długo to trzeba być przed otwarciem. Katar i kaszel został zdiagnozowany jako zapalenie oskrzeli. Echhhh.... znowu będą ukochane inhalacje Mikołaja. Chociaż i tak jest lepiej niż kiedyś. Teraz chłopak jest przekupny i za oglądanie bajek jakoś daje rade wysiedzieć przez parę minut.
Żeby nie było ciekawiej to wg. Pani doktor lekarstwa do inhalacji których do tej pory używaliśmy straciły refundacje NFZ. Niestety nie udało mi się tego potwierdzić na stronie NFZ ani googlach, tam nadal jest informacja o  refundacji. Za to Pani w aptece potwierdziła doniesienia. Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że pora zmienić władzę. Ale żeby usunąć złodziei z wiejskiej to trzeba zrobić będzie majdan w warszawie bo oni sami od koryta nie odejdą. Zabiorą obywatelom a potem sobie k!#@$ jeszcze premie przyznają. Ale nie o tym miało być. Bo w tej kwestii niczego nowego i odkrywczego nie napiszę i szkoda nerwów.
 
No ale doszukajmy się w tej sytuacji czegoś dobrego. Takie L4 można potraktować jako możliwość do spędzenia czasu razem z dzieckiem. Ja mam się zamiar dobrze bawić ale zobaczymy jak to będzie bo tydzień się dopiero zaczął. Mój mały El Diablo ma ostatnio fazę na robienie wszystkiego na przekór rodzicom a w szczególności tacie. Łobuz pluje piciem, rzuca zabawkami, wchodzi wszędzie tam gdzie mu nie wolno i nie chce myć zębów. Na razie jednak dzień możemy uznać za udany. Lekarstwa przyjęte, śniadanie zjedzone, kły umyte więc jest dobrze. 
Zostańmy na chwilę przy śniadaniu. Jak powszechnie wiadomo Mamy mają hopla na punkcie zdrowego odżywiania dlatego na nas Tatusiach spoczywa obowiązek poszerzenia diety o rzeczy mniej zdrowe i słodycze. Nie żebym nie lubił zdrowych rzeczy, czekoladę bardzo lubię a to przecież sałatka. Dlaczego? Ano dla tego, że jest z kakaowca. Kakaowiec jest drzewem. Drzewo to roślina, dlatego zaliczamy czekoladę do sałatek. Ania na szczęście nie jest jeszcze jakimś strasznym radykałem w tej sprawie ale Ja i tak poczęstuje zawsze Syneczka czymś pysznym. Szczególnie, że pączki w okolicy pyszne ;)
Dziś nawet bawił się drewnianą kolejką która okazała się być strzałem w dziesiątkę. Rozbieranie torów było tylko przez jakąś godzinkę, a teraz cała konstrukcja stoi i nawet go nie korci żeby roznieść to w pył. A myślałem, że będzie Gozillą. Chyba się myliłem co do tego choć trzeba wziąć pod uwagę, że jeśli kolejka była by elektryczna mogłoby być zupełnie inaczej A tak, po kilku rzutach zobaczył, że to jest dziecio odporne i dał sobie siana.. Pomysłów zawsze jest cała masa, gorzej z realizacją ale trzeba być dobrej myśli. Fajne jest to, że dzieci bardzo dużo czasu potrafią spędzić na  pierdołach. Dobre pół godziny miał radochę ze zwykłej gumki recepturki.
Jak ta dalej będzie wyglądał nasz tydzień to bardzo dobrze, mam nadzieje, że pomysłów nam nie zabraknie a drzemki będą długie....

Pozdrawiam
Maciek.