czwartek, 7 maja 2015
Pierwsza kolejka
poniedziałek, 20 kwietnia 2015
Rower....
Przyszła wiosna i zrobiło się ciepło więc trzeba jakoś ruszyć dupe i popracować nad sobą. W końcu ma być pisk i wrzask nastolatek jak wyjdę na plażę:)
Wpadliśmy z Anią na pomysł, że odkurzymy rowery. Mikołaj na razie za mały na samodzielną jazdę więc trzeba zrobić zaopatrzenie.
No to siup do fury i ogień z rury, przód do góry. Wycieczka do decathlona w niedzielne popołudnie. Wiem, że spłoniemy za to w piekle. Ale patrząc po parkingu to nie będziemy chociaż sami. Taki tłok, że zaparkować trzeba było na obrzeżach parkingu,
Żona stwierdziła, że muszą coś darmo dawać ale niestety nic takiego. Masa promocji w gazetce... jak tak popatrzyłem to co najmniej połowę bym kupił w celu motywacji do uprawiania sportu. Na szczęście mieliśmy ze sobą zdrowy rozsądek w postaci mamy.
Punkt pierwszy: bezpieczeństwo.
No to idziemy szukać kasku dla małego. Ma być w końcu bezpiecznie na wycieczkach. Kaski dla najmłodszych były w sklepie w dwóch kolorach. Niebieskie i różowe. Dla starszych dzieciaków już wybór był większy. Dobrze, że chociaż było kilka modeli i można było wybrać jakąś grafikę. Na co zwróciliśmy uwagę to żeby była regulacja i otwory wentylacyjne. Przymierzanie dziecku kasku to makabryczne doznanie w naszym przypadku. Po założeniu na głowę był tam może z sekundę i leciał z wózka sklepowego na podłogę. Inne dzieciaki w podobnym wieku podobnie. Rodzice na wzajem wymykają paluchami inne dzieci mówiąc "Patrz, dziewczynka/chłopczyk ma kask na główce. Masz, zobacz jak ładnie wyglądasz" a dzieciaki i tak swoje. Jak już się uda zapiąć to wtedy kask zaczyna parzyć w głowę i jest płacz i wrzask. Widząc to u innych nie ryzykowaliśmy i zobaczyliśmy tylko czy jako tako wygląda i zasłania czachę w dostateczny sposób. Ograniczyliśmy się do dwóch modeli i pozwoliliśmy dziecku wybrać ten który mu się bardziej spodobał - wskazał palcem i powiedział "yyyyyy"
Dobra. Pierwszy punkt za nami. Teraz trzeba mieć w czym to dziecko posadzić. W oczy rzucił nam się fotelik hamax siesta. Z zalet mogę od razu wymienić możliwość odchylenia całości do tyłu dzięki czemu mały będzie mógł przyciąć komara w czasie wycieczki. W porównaniu z innymi modelami sporo też jest materiału z pianką na którym dziecko siedzi. Szczególnie w porównaniu z fotelikiem firmy Unitec. Tam się siedzi na plastiku. Pasy bezpieczeństwa są tak skonstruowane, że nawet dorosły może mieć problem z rozpięciem tego ustrojstwa. Montaż chyba wszystkich fotelików wygląda podobnie więc możemy chyba to pominąć. W tym konkretnym brakuje tylko zapięcia z możliwością zamknięcia na klucz, żeby nikt nie zaje!@# ale z tych oglądanych, żaden model tego nie miał. No nic, trzeba się będzie uzbroić przyszłości w uchwyt z kluczem.
No więc przygotowania poczynione. Rowery umyte, przesmarowane, koła napompowane, wszystko podokręcane... pora się odbyć jazdy próbne. Ale to jutro bo dziś już nie da rady.
Budzę się następnego dnia a tu niespodzianka w postaci opuchniętego kolana. Jakby mi ktoś nalał pół litra wody do kolana. Nie wiem czy to przypadkiem nie jest jakaś reakcja mojego organizmu na sport i czy nie jestem na niego uczulony. Jazdy testowe trzeba będzie odłożyć na inny dzień.
środa, 8 kwietnia 2015
Przygotowania do świąt..
I na tych przygotowaniach się skupimy. Na szczęście w tym roku odpadły nam jakieś większe prace związane z przygotowaniem świąt ponieważ były objazdowe. Nasze przygotowania z Mikim ograniczyły się do zabawy i kilku prac kuchennych. No i powiem wam, że chyba te prace kuchenne sprawiły dziecku więcej radochy niż zabawa klockami. Wiedziałem, że chłopak lubi pomagać ale to co zobaczyłem przerosło moje oczekiwania. Czytałem i słyszałem, że dzieci lubią naśladować dorosłych i robić to co my ale nie wiedziałem, że aż tak.
Podczas krojenia warzyw tępym, drewnianym nożykiem do masła wyglądał niczym samuraj tnący wroga swoją kataną z zawziętością lub jak kto woli chirurg podczas operacji. Potem elegancko gniótł marchewkę łyżeczką.
Brodnicki i Okrasa muszą się pilnować bo rośnie im konkurencja w postaci Mikulskiego. Biednej babci troszkę dłużej wszystko się robiło, ale co tam. Wnusio miał ubaw i nie było możliwości go odciągnąć. Swoją drogą to cierpliwość babć do wnucząt budzi podziw. Mikołaj nie odstępował na krok kobitek krzątających się po kuchni. Musiał brać udział nawet w tłuczeniu kotletów, nie było innego wyjścia. Dobył tłuczek niczym Thor i naparzał w mięso niczym bębniarz kapeli metalowej... miałem pisać z imienia i nazwiska ale nie wszyscy by wiedzieli więc zaoszczędziłem wam czasu ;P
Jednak najlepszym hitem tego dnia była zabawa ciastem na pierogi. Ugniatanie, rozciąganie, klepanie ciasta trwało w nieskończoność ale śmiechu było co nie miara. Przy okazji taka zabawa jest całkiem rozwojowa bo młodzież w trakcie takiej zabawy ćwiczy swoje małe dłonie.
A poniżej widać ile radości dało mu pomaganie w kuchni i zabawa w dorosłego. Jak tak dalej pójdzie to młody wygryzie z interesu Modesta Amaro oraz wspomnianych wcześniej panów i będzie rządził w krajowej kuchni.
Tak więc drodzy rodzice, wszelkiej maści prace w kuchni pomagają ćwiczyć rączki (motoryka mała tak to się chyba fachowo nazywa), skupienie na danych czynnościach oraz pozwalają pobawić się jedzeniem co dzieci bardzo lubią i ubrudzić się od stóp po czubek głowy. My następnego dnia jeszcze wykruszaliśmy mąkę z włosów.
Pozdrawiam.
wtorek, 31 marca 2015
Jeździki, rowerki i inne ustrojstwa....
Ucieszeni rodzice oczywiście wpadli od razu na pomysł zakupu podobnego środka transportu. Udział dziecka przy wyborze pierwszego jeździka ograniczył się w zasadzie tylko do tego, czy dosięgnie nogami do gleby. Nie wiem czy to dobrze czy nie ale przecież nie pozwolimy dziecku na samodzielny wybór bo nie daj boże wybierze różowy albo jakiś inny dziewczyński. Tu muszę przyzna, że jestem wdzięczny swojej żonie gdyż to ona wypatrzyła pierwszy pojazd dla naszego syna. Jak go zobaczyła to powiedziała, że bez niego nie wyjdzie ze sklepu. Bałem się, że jeszcze zacznie tupać nogą lub położy się na podłodze i zacznie wrzeszczeć, że ona to chce.
Wybór padł na Dusty'ego z bajki Samoloty. Mikołaj się w nim zakochał gdyż wyposażony jest w liczne przyciski i dźwignie i po wciśnięciu rozlega się ryk silnika myśliwca luftwaffe oraz cała masa dźwięków jakie wydają samoloty. Syn momentalnie wsiadł na maszynę i wzrokiem dał mi do zrozumienia, że właśnie zostałem jego skrzydłowym. Wszystko pięknie, samolot stabilny, śmigło się kręci, diody się świecą... ale promień skrętu niestety ma jak tankowiec. Mimo tej wady, dziecku bardzo się podoba i daje kupę radości. Najlepiej oczywiście jak stary z tyłu robi za napęd i latamy bokiem rysując panele podłogowe w pokoju. Brakuje tylko karabinu i dźwięków nurkującego sztukasa...
Po kilku przymiarkach do rowerków innych dzieci doszliśmy do wniosku, że naszemu Kudrupelkowi brakuje kilku centymetrów żeby dosięgnąć ziemi siedząc na siodełku. Chłopak ma 80cm wzrostu w wieku 20 miesięcy więc nie za dużo. Po długich poszukiwaniach wybór padł na rowerek rodzimej produkcji "Laily". Firma z Częstochowy klepie to w kilku wymiarach dzięki czemu można wybrać model odpowiedni dla swojego dziecka. Siodełko może być 25cm nad ziemią a potem idzie je podnieść. Niestety regulacja nie jest płynna tylko skokowa przy pomocy otworów technologicznych. Ew. Jakiś malutki upgrade się zrobi używając pomocy wiertarki. W komplecie są dwie osie i jak Mikołaj nabierze wprawy to można z trojki zrobić rasowy jednoślad zaledwie w kilka minut. Razi mnie tylko to, że w rowerku za trzy stówy są miejscami tak tanie i lipne rozwiązania, że aż parzy w oczy. Mianowicie mam na myśli tylną oś. Otóż żeby odsunąć od siebie koła użyto przeźroczystego kawałka jakiegoś przewodu który jeszcze został krzywo ucięty. Kawałek rurki pcv pierdyknięty w jakiś żywy kolor nie podniesie rażąco kosztów produkcji a będzie zdecydowanie lepiej wyglądał. No ale mamy fantazję i będziemy tuningować maszynę. Trzeba też jakoś będzie zabezpieczyć przed wilgocią bo to ekologiczne ustrojstwo jest ze sklejki. Jeśli byście się decydowali na rowerek z trzema kołami to warto zwrócić uwagę na odległość tylnych kół. Nie mogą być za blisko bo dziecko bedzie haczyć nogami.
środa, 25 marca 2015
Wiosna przyszła... Trzeba się ubrać
Nie będziemy się rozpisywać co jest modne a co nie, co jest ładne a co nie. To kwestia indywidualna.
I każdy ubiera swoje dziecko jak mu się podoba. Przestrzec was pragnę tylko przed kupnem używek. Na portalach zawsze są w super stanie, nie śmigane albo użyte raz lub dwa. Potem sie okazuje, że gdzieś puścił szew albo gdzieś są przytarte lub coś w podobnie. No i rzadko kiedy dostaje się paragon, żeby można było zareklamować w razie jakiejś awarii. Jak się poszuka to naprawdę można kupić coś dobrego i nowego zamiast zdawało by się dobrego a używanego. Jakież było moje wk!@#$/&* jak znaleźliśmy nowy i fajniejszy kombinezon w lepszej cenie już po zakupie używanego ciucha. No i przymierzyć nie można przed zakupem jak to ma przyjechać z drugiego końca Polski. Tak więc uczcie się na cudzych błędach...
Przykład ostatnich łowów: Etnies Toddler Fader Ls funkiel nówki nie śmigane które nabyliśmy drogą kupna za 70zł.
wtorek, 24 marca 2015
el cztery...
Żeby nie było ciekawiej to wg. Pani doktor lekarstwa do inhalacji których do tej pory używaliśmy straciły refundacje NFZ. Niestety nie udało mi się tego potwierdzić na stronie NFZ ani googlach, tam nadal jest informacja o refundacji. Za to Pani w aptece potwierdziła doniesienia. Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że pora zmienić władzę. Ale żeby usunąć złodziei z wiejskiej to trzeba zrobić będzie majdan w warszawie bo oni sami od koryta nie odejdą. Zabiorą obywatelom a potem sobie k!#@$ jeszcze premie przyznają. Ale nie o tym miało być. Bo w tej kwestii niczego nowego i odkrywczego nie napiszę i szkoda nerwów.
niedziela, 22 marca 2015
Powitanie wiosny.
Po za tym jako tata musiałem zdążyć się przyzwyczaić. Gdy Mikołaj trafi do nas w nocy to razem z Anią mają jakieś 99% wyra dla siebie. Ja śpię we wnęce między materacem a ścianą przy okazji zbierając więcej kopów od zawodników MMA.
czwartek, 19 marca 2015
Zabawek ciąg dalszy...
Takich zabawek było kilka. Wcześniej wspomniane klocki też chwilę czekały zanim Mikołaj okaże im jakieś zainteresowanie a teraz minimum raz dziennie trzeba coś z klocków zbudować. Nasz Brzdąc chyba po prostu potrzebuje chwili, żeby się z tymi rzeczami oswoić. Powiem wam jedno, nie ważne co kupicie i tak najlepszymi zabawkami są przedmioty użytku codziennego. A już w ogóle absolutnie topowe zabawki to są te w skrzynce z narzędziami. Czasami mam wrażenie, że on tylko czeka aż będzie w domu trzeba coś poskręcać. Wystarczy wyciągnąć wcześniej wspomnianą skrzynkę a Mikołaj używając mocy teleportacji pojawia się obok mnie.
Tak więc panowie jak nie macie pomysłu na zabawę to wyciągać narzędzia i "OGIEEEEŃ". Już samo odkręcanie i przykręcanie sprawia mojemu Małolatowi mase frajdy ale dziecko musi brać czynny udział. Oczywiście trzeba ze skrzynki usunąć potencjalnie niebezbieczne przedmioty jak noże, ostrza itp. Przecież mały majster nie będzie się bawił jakimiś plastikowymi imitacjami, to musi być to czym bawi się tata. Ostatnio mieliśmy przyjemność skręcania rowerka biegowego i jakież było zaangażowanie Mikiego w prace: podawanie nakrętek, osi, kółek, potrzebnych części i kluczy. Lepsze niż zabawa klockami. Takie prace z dzieckiem mają tylko jedną malusieńką wadę, mianowicie rozciągają się w czasie wielokrotnie.
piątek, 13 marca 2015
Futrzaki....
Osobiście uważam, że bardzo pomagają w rozwoju dziecka, uczą je empatii i poczucia obowiązku. Ale to ostatnie to jak już są pewnie troszkę starsze. W końcu piesku czy kotku trzeba dać jeść, wyprowadzić na spacer. Osobiście wychowałem się w domu w którym prawie zawsze było jakieś zwierzę lub kilka. Nie wyobrażam sobie, żeby dziecko mogło się bać np. psa lub kota. Po sierściuchu widać czy nie ma złych zamiarów, tylko chce się przywitać i pobawić.
Dlatego od małego staramy się zapewnić Synkowi jakiś kontakt z czworonogami, czy to jadąc do rodziny, czy do zoo lub mini zoo. Zaletą tego ostatniego jest to, że dziecko nie jest ograniczone do samego patrzenia na odległość. Można pogłaskać, nakarmić zwierzaka i złapać z nim jakąś interakcję. Psy, koty, króliki, koniki, kózki, świnki i cała masa innych.
czwartek, 12 marca 2015
Kilka luźnych myśli na temat zabawek w życiu dziecka...
No ale roczne czy dwu letnie dziecko nie będzie bawiło się makietą z kolejką chyba, że będzie Godzillą.
Tak więc kolejka na razie odpada. Samochód zdalnie sterowany dostaliśmy na gwiazdkę i antena wytrzymała może z dzień. Na razie skupimy się na zabawkach bardziej adekwatnych do naszego wieku. Ku przestrodze napiszę, żeby unikach chamskich podróbek dostępnych na portalach aukcyjnych. Lepsze już i chyba bardziej odporne na naturalne zużycie są tanie zabawki made in china ze sklepów po 5zł. Raz się połasiliśmy na podróbę jednej z zabawek znanej firmy i wizualnie różniła się tylko kolorami i ceną. Niestety zabawka nie wytrzymała próby czasu a i zanim się zepsuła nie mogła sama utrzymać równowagi.
Klocki drewniane - Mistrzowska zabawka która jeszcze pamięta moje dzieciństwo. Nowe są nawet lepsze bo lakierowane na różne kolory. Jedyne obawy są tylko wtedy jak klocki zaczynają latać z prędkością dźwięku w okolicy domowego centrum dowodzenia taty. Czasem doopka jest poobijana i sina jak Mikul upadnie nią na klocka ale za to jaka przyjemność i duma ze zbudowania wysokiej wierzy. Chociaż zauważyłem, ze największe "satisfaction" jest jak Mikołaj rozwala budowle postawioną przez tatusia. Z im większej ilości klocków tym lepiej. Wtedy jest jak wspomniany wcześniej japoński bohater filmów a całą akcję kwituje pięknym "Bammmmmm".
Kredki - Też nic nowego a sprawia dziecku wiele radości. Najlepsze kredki dla dzieci to te do ciała bo są bardzo miękkie i da się niemi malować dosłownie po wszystkim. Czy ściana czy szyba kryją tak samo dobrze. By the way, to dzieci strasznie szybko podłapują, że kredka plus ściana to jest super sprawa i jest dużo większa powierzchnia do malowania niż w bloku rysunkowym. Ostatnio kredki użyliśmy do zmierzenia wzrostu przy ścianie i pierwszą rzeczą jaką zrobił mikołaj po odrysowaniu kreski było pobiegnięcie po drugą kredkę i przypuszczenie ataku na ścianę. Tata oczywiście siedzi uradowany i dumny jaki to nasz syn jest mądry. Mina Ani sprowadziła nas szybko na ziemię i kredki trzeba było schować na kilka dni. Ja dodatkowo za swoją głupotę zostałem skazany na roboty porządkowe mające na celu przywrócenie stanu ściany sprzed pomiaru wzrostu.
Pluszaki - Tak, chłopaki też używają pluszaków. Kiedyś w jego sercu był królik z jakiejś bajki ale niestety jego obecny status to MIA. Zaginął prawdopodobnie w drodze z przychodni i słuch po nim zaginął. Baliśmy się co to będzie bo bez królika nie ruszał się z domu. Na szczęście znalazło się zastępstwo. Nasz syn szczególnym uczuciem obdarzył pluszowego spaniela którego wypożyczamy ze żłobka. w Pies już zniósł nie wiadomo ile, nos ma obdarty ale jest nie zastąpiony. Temat zwierząt poruszymy innym razem.
Lalki pominiemy bo chłopaki się nie bawią lalkami. Chyba, że w doktora w celu poznawczym anatomii płci przeciwnej.
Samochody to sprawa oczywista w życiu mężczyzny. Jednak resoraki na razie nie budzą emocji w naszym synku to duży samochód z narzędziami i odkręcanymi kołami to co innego. W przypadku tej zabawki jest tylko jeden Fuck up. Mianowicie - odkręcają się tylko dwa przednie koła. Weź bądź mądry i wytłumacz dziecku, ze pozostałych kółek się nie da odkręcić jak ono bardzo chce i nie przyjmuje tego do wiadomości. Cieszy mnie jednak to, że mały ma chęć majsterkowania. Dzięki temu jest szansa, że żarówki wymieni sobie sam w samochodzie i będzie wiedział jaki olej ma zalać.
Pozdrawiam.
Maciek
Żłobek cd.
środa, 11 marca 2015
Żłobek
Mikołaja wysłaliśmy do żłobka zaraz po pierwszych urodzinach.
Pierwszego dnia zaprowadziliśmy Mikołaja razem. Nie obyło się bez problemów. No ale czemu się dziwić, nagle ukochani rodzice zostawiają biedne dziecko w obcym miejscu z obcymi babami. Dziecko płacze, krzyczy a mama chce pod żłobkiem zapuścić korzenie i poczekać aż przestanie płakać. Wtedy już było wiadomo, że to właśnie tata będzie odprowadzał dziecko do żłobka.
Początki były ciężkie i rozciągnięte w czasie. Płacz przy zostawianiu i marudzenie w ciągu dnia przeplatane przerwami spowodowanymi choróbskami. Teraz tylko czasami ma odparzony tyłek i jakiś katar, kaszel, zapalenie spojówek. No ale koniec minusów, reszta to same plusy. Mikołaj nie chce już być karmiony i sam chce jeść. Fakt, że czasem po posiłku jest krajobraz jak po wybuchu bomby, ale jaka wielka jest duma i radość rodziców takiego samodzielnego dziecka. Nie trzeba wąchać już czterech liter bo sam pokazuje, że ma ładunek w majtkach. Wydaje mi się, że jest ogólnie jakiś taki bardziej ogarnięty i wmawiam sobie, że to zasługa żłobka.
Pozdrawiam,
Maciek
the begining
No ale dobra postanowienie to postanowienie.
Teraz taka moda, żeby przelewać swoje myśli do internetu i dzielić swoimi przemyśleniami i radami. Stwierdziłem, że może ktoś będzie chciał czytać wypociny taty. Bycie ojcem to fajna sprawa ale robota na dwa etaty. Nie dość, że człowiek musi tyrać w robocie to jeszcze potem trzeba mieć energię w domu. Nowoczesny mężczyzna musi ogarniać pranie, prasowanie itp. itd. choćby nie wiem jakby to były znienawidzone czynności.
Zacznijmy od początku.
Tytułowy małolat urodził się w sierpniu 2013 i ma na imię Mikołaj.
Żona mówi, że to zodiakalny lew i dlatego ma taki charakter jaki ma ale ja jestem tylko facetem i mi to nic nie mówi nawet jak o tym przeczytam. Znaki i gwiazdy zostawiamy kobietom.
Mikołaj ma mamę Anię. nie napiszę ile Ania ma lat bo się obrazi i nie będzie mi chciała gotować :P
A ja Mam na imię Maciek i jestem tatą :)
Reszta wyjdzie w trakcie pisania...
Pozdrawiam.
Maciek