środa, 11 marca 2015

Żłobek

Podzielę się swoimi spostrzeżeniami na temat uczęszczania mojej pociechy do tytułowej instytucji.

Mikołaja wysłaliśmy do żłobka zaraz po pierwszych urodzinach.
Pierwszego dnia zaprowadziliśmy Mikołaja razem. Nie obyło się bez problemów. No ale czemu się dziwić, nagle ukochani rodzice zostawiają biedne dziecko w obcym miejscu z obcymi babami. Dziecko płacze, krzyczy a mama chce pod żłobkiem zapuścić korzenie i poczekać aż przestanie płakać. Wtedy już było wiadomo, że to właśnie tata będzie odprowadzał dziecko do żłobka.

Początki były ciężkie i rozciągnięte w czasie. Płacz przy zostawianiu i marudzenie w ciągu dnia przeplatane przerwami spowodowanymi choróbskami. Teraz tylko czasami ma odparzony tyłek i jakiś katar, kaszel, zapalenie spojówek. No ale koniec minusów, reszta to same plusy. Mikołaj nie chce już być karmiony i sam chce jeść. Fakt, że czasem po posiłku jest krajobraz jak po wybuchu bomby, ale jaka wielka jest duma i radość rodziców takiego samodzielnego dziecka. Nie trzeba wąchać już czterech liter bo sam pokazuje, że ma ładunek w majtkach. Wydaje mi się, że jest ogólnie jakiś taki bardziej ogarnięty i wmawiam sobie, że to zasługa żłobka.

C.d.n.

Pozdrawiam,
Maciek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz